piątek, 29 czerwca 2012

Prolog

Opowiadanie pisane pod wpływem Gotye "Eyes Wide Open". Nie ma opisów postaci bo nie chce za bardzo wplątać się w te opisy. Ale w następnych scenach będzie ich tyle ile powinno.



Prolog
Trzy postacie stały naprzeciwko wielkiej płachty materiału. Wszyscy byli ubrani w piękne białe jedwabne peleryny. Mieli lekkie garby a z boków wystawały białe piórka
-To jest to?- zapytała najwyższa postać.
Najniższa postać zerknęła na nią. A co to ma być?  Najtajniejszy plan aniołów.
-Bóg będzie zły.- szepnęła jedna z postaci.- On tego nie chce. To niemądry pomysł.
Tylko jedna osoba była dalej zafascynowana. Cały czas coś mruczała „Skarb. Mój skarb.”
-Bracie? Czy ty nie wiesz co nam za grozi?- zapytała jedna z służek Pana.
-Obetną nam skrzydła. Zabiorą aureole.- pisnął przerażony znoił.- Luke co myśmy narobili?
Tamten się zaśmiał. Co go obchodzi ta kiczowata świecąca aureola. Zawsze przeszkadza kiedy się kładziesz spać. Po co mu te durne skrzydła.  Przecież i tak nie może latać. Pan im tego zakazał.
-Mam to gdzieś.- prychnął z pogardą w głosie.-Robię to co chce. Nic tego nie zmieni.- spojrzał na nim wzniośle.- Wy też wiedzieliście. Wtedy ostrzegałem……….- zamilkł.- Mięczaki.- szepnął.- Martwią się tylko o swoje tyłki.- odchrząknął znacząco i powiedział tym razem głośno.- Ja zamierzam otworzyć Eden.
-Eden? Ładna nazwa.- próbowała zagadnąć dziewczyna.
-Wszystko ma swoją nazwę Mel.- powiedział anioł.- Lucyferze nie mów tak. To ma dla nas jakieś znaczenie.
-Michał! Przestań mi tu prawić kazanie o stworzeniu i prawach. Nie cackajmy się tak z tym.- powiedział przyszły upadły anioł Lucyfer.- Nie mamy szans na awans. Est tylko dwóch Archaniołów. To nasza jedyna szansa aby pomóc tym z dołu.
Wszyscy znowu stanęli naprzeciwko Edenu. Nie musieli mówić. Wszyscy wiedzieli co zrobią. Chcieli powiedzieć jedno „Otworze je!”.
~*~
Kiedy Lucyfer przypominał sobie ten dzień niczego nie żałował. Wszystko go bolało. Anioły tak samo jak ludzie nie lubiły zdrajców. Został opluty i pokonany a gdyby nie to, że chcą go żywego… Nie chciał o tym myśleć.
Nagle do pokoju wszedł Pan panów. Jak zwykle od niego biła ta silna poświata. Lucyfer natychmiast spojrzał na podłogę. Niestety jego Pan był za siny.
Michale ty zdrajco. - pomyślał Lucyfer.- Dla awansu tyle zrobiłeś.
-Za chwile wykonają wyrok.- usłyszał ten sam głos.- Nie chcesz się wyspowiadać. Może lekko go zmniejszę.
Zdanie anioła się nie zmieniło. Jako, że nie mógł napluć Panu mu w twarz zrobił to w stopy.
-Pi***z się.- wycharczał.
-Mogłeś tego nie robić.- powiedział Bóg już lekko zły.-Może wybaczył bym ci twe grzechy. Lecz teraz nie. Poczekaj do świtu ludzi. Wtedy cię przeklnę.
Czekanie było okropne. Zaczął myśleć o tym co straci. Lubił swoje skrzydła. Codzienni czesał i mył.  A teraz je straci. Tylko on został przeklęty. Mel ma umrzeć w świecie ludzi. A ten kapuś Michałek dostał same zaszczyty. Jego imię będzie śpiewane po wieki wieków na ziemi. Bóg ma niby być sprawiedliwy.
Kiedy nadszedł czas egzekucji przygotowano go. Zebrała się masa aniołów. Rzadko spotyka się takie egzekucje. Jego skrzydła były czarne. Inne. Rozciągnęli je i otworzyli Eden.
-Za twoje grzechy przeciw Bogu zostajesz skazany na wygnanie.- mówił urzędnik.
Lucyfer widział Mel. Była człowiekiem ale żyła. Była ubrana jak reszta aniołów w zwiewne białe szaty z kapturami. Spojrzała na niego i po jej twarzy zaczęły spływać łzy. Skazany posłał jej jak najbardziej szczery uśmiech. Nie mógł nic zrobić. To był plan Pana? Kazać mu patrzeć na łzy ukochanej? To ma być sprawiedliwość Boga?
- Karą będzie „przeklęcie” oraz zesłania do twego świata.- urzędas podniósł aureole Lucyfera i uderzył w nią młotkiem. Musiał kilka razy uderzyć z całej siły aby pojawiła się ryska. Chociaż to bolało Luke nawet nie pisnoł. Nie chciał straszyć Mel. Kiedy w końcu aureola pękła, urzędnik kontynuował.
-Teraz skrzydła.- anioły bały się podejść. - Chłopcy nie martwcie się. Jest związany i na pewno nic wam nie zrobi.
Wszystkie anioły z mieczami doszły z wahanie. A co jeśli je pogryzie? Kiedy go aresztowano wgryzł się z całej siły w nogę jakiemuś biedakowi! Tym razem był całkiem spokojny. Uśmiechał się do Mel lekko ogłuszony bólem. Nie pisnął kiedy skrzydła spadały na ziemie. Miał ich aż sześć. Michał wydał go dzień po tym jak został Archaniołem
-Teraz ….- pisnął urzędnik.
-A prawo do ostatniego słowa?- przerwał bezskrzydły anioł.- Nie posiadam?- wszyscy milczeli więc zaczął.- Nic złego nie zrobiłem.- wskazał palcem na kapusia.- To on jest złem. A jest nagrodzony.- westchnął- Mel trzymaj się. Dam sobie jakoś rade. Obiecuj, ze znowu się spotkamy.- teraz wrzasnął.- Od dziś mówcie  mnie „Szatan”.
Śmiejąc sią jak opętany sam przebiegł przez wrota. Patrząc na swe więzienie powiedział „To jeszcze nie koniec.”.