Prolog
Trzy
postacie stały naprzeciwko wielkiej płachty materiału. Wszyscy byli ubrani w
piękne białe jedwabne peleryny. Mieli lekkie garby a z boków wystawały białe
piórka
-To jest
to?- zapytała najwyższa postać.
Najniższa
postać zerknęła na nią. A co to ma być? Najtajniejszy plan aniołów.
-Bóg
będzie zły.- szepnęła jedna z postaci.- On tego nie chce. To niemądry pomysł.
Tylko
jedna osoba była dalej zafascynowana. Cały czas coś mruczała „Skarb. Mój
skarb.”
-Bracie?
Czy ty nie wiesz co nam za grozi?- zapytała jedna z służek Pana.
-Obetną
nam skrzydła. Zabiorą aureole.- pisnął przerażony znoił.- Luke co myśmy
narobili?
Tamten
się zaśmiał. Co go obchodzi ta kiczowata świecąca aureola. Zawsze przeszkadza
kiedy się kładziesz spać. Po co mu te durne skrzydła. Przecież i tak nie
może latać. Pan im tego zakazał.
-Mam to
gdzieś.- prychnął z pogardą w głosie.-Robię to co chce. Nic tego nie zmieni.-
spojrzał na nim wzniośle.- Wy też wiedzieliście. Wtedy ostrzegałem……….-
zamilkł.- Mięczaki.- szepnął.- Martwią się tylko o swoje tyłki.- odchrząknął
znacząco i powiedział tym razem głośno.- Ja zamierzam otworzyć Eden.
-Eden?
Ładna nazwa.- próbowała zagadnąć dziewczyna.
-Wszystko
ma swoją nazwę Mel.- powiedział anioł.- Lucyferze nie mów tak. To ma dla nas
jakieś znaczenie.
-Michał! Przestań
mi tu prawić kazanie o stworzeniu i prawach. Nie cackajmy się tak z tym.-
powiedział przyszły upadły anioł Lucyfer.- Nie mamy szans na awans. Est tylko
dwóch Archaniołów. To nasza jedyna szansa aby pomóc tym z dołu.
Wszyscy
znowu stanęli naprzeciwko Edenu. Nie musieli mówić. Wszyscy wiedzieli co
zrobią. Chcieli powiedzieć jedno „Otworze je!”.
~*~
Kiedy
Lucyfer przypominał sobie ten dzień niczego nie żałował. Wszystko go bolało.
Anioły tak samo jak ludzie nie lubiły zdrajców. Został opluty i pokonany a
gdyby nie to, że chcą go żywego… Nie chciał o tym myśleć.
Nagle do
pokoju wszedł Pan panów. Jak zwykle od niego biła ta silna poświata. Lucyfer
natychmiast spojrzał na podłogę. Niestety jego Pan był za siny.
Michale ty zdrajco. -
pomyślał Lucyfer.- Dla awansu tyle
zrobiłeś.
-Za
chwile wykonają wyrok.- usłyszał ten sam głos.- Nie chcesz się wyspowiadać.
Może lekko go zmniejszę.
Zdanie
anioła się nie zmieniło. Jako, że nie mógł napluć Panu mu w twarz zrobił to w
stopy.
-Pi***z
się.- wycharczał.
-Mogłeś
tego nie robić.- powiedział Bóg już lekko zły.-Może wybaczył bym ci twe
grzechy. Lecz teraz nie. Poczekaj do świtu ludzi. Wtedy cię przeklnę.
Czekanie
było okropne. Zaczął myśleć o tym co straci. Lubił swoje skrzydła. Codzienni
czesał i mył. A teraz je straci. Tylko on został przeklęty. Mel ma umrzeć
w świecie ludzi. A ten kapuś Michałek dostał same zaszczyty. Jego imię będzie
śpiewane po wieki wieków na ziemi. Bóg ma niby być sprawiedliwy.
Kiedy
nadszedł czas egzekucji przygotowano go. Zebrała się masa aniołów. Rzadko
spotyka się takie egzekucje. Jego skrzydła były czarne. Inne. Rozciągnęli je i
otworzyli Eden.
-Za twoje
grzechy przeciw Bogu zostajesz skazany na wygnanie.- mówił urzędnik.
Lucyfer
widział Mel. Była człowiekiem ale żyła. Była ubrana jak reszta aniołów w
zwiewne białe szaty z kapturami. Spojrzała na niego i po jej twarzy zaczęły
spływać łzy. Skazany posłał jej jak najbardziej szczery uśmiech. Nie mógł nic
zrobić. To był plan Pana? Kazać mu patrzeć na łzy ukochanej? To ma być
sprawiedliwość Boga?
- Karą
będzie „przeklęcie” oraz zesłania do twego świata.- urzędas podniósł aureole
Lucyfera i uderzył w nią młotkiem. Musiał kilka razy uderzyć z całej siły aby
pojawiła się ryska. Chociaż to bolało Luke nawet nie pisnoł. Nie chciał
straszyć Mel. Kiedy w końcu aureola pękła, urzędnik kontynuował.
-Teraz
skrzydła.- anioły bały się podejść. - Chłopcy nie martwcie się. Jest związany i
na pewno nic wam nie zrobi.
Wszystkie
anioły z mieczami doszły z wahanie. A co jeśli je pogryzie? Kiedy go aresztowano
wgryzł się z całej siły w nogę jakiemuś biedakowi! Tym razem był całkiem
spokojny. Uśmiechał się do Mel lekko ogłuszony bólem. Nie pisnął kiedy skrzydła
spadały na ziemie. Miał ich aż sześć. Michał wydał go dzień po tym jak został
Archaniołem
-Teraz ….-
pisnął urzędnik.
-A prawo
do ostatniego słowa?- przerwał bezskrzydły anioł.- Nie posiadam?- wszyscy
milczeli więc zaczął.- Nic złego nie zrobiłem.- wskazał palcem na kapusia.- To
on jest złem. A jest nagrodzony.- westchnął- Mel trzymaj się. Dam sobie jakoś
rade. Obiecuj, ze znowu się spotkamy.- teraz wrzasnął.- Od dziś mówcie
mnie „Szatan”.
Śmiejąc
sią jak opętany sam przebiegł przez wrota. Patrząc na swe więzienie powiedział
„To jeszcze nie koniec.”.